Powrót z irlandzkiej emigracji w sam środek rodzinnego dramatu – sprawdź, jak to jedno spotkanie przy wigilijnym stole zmieniło wszystko na zawsze

Pierwszy dzień Bożego Narodzenia zazwyczaj kojarzy się z niezwykłym ciepłem, zapachem pomarańczy i piernika, a także z dźwiękiem kolęd leniwie sączących się z głośników w salonie. W tym roku w domu Anny miało jednak nie być tak cicho i spokojnie, jak dotąd. Mimo migoczących lampek na choince i starannie ułożonych pod nią prezentów, atmosfera była nieco napięta. Główny powód? Brak wiadomości od jej ukochanego syna Krzysztofa, który kilka miesięcy temu wyjechał do Irlandii za pracą. Rodzina martwiła się, czy w tym ważnym okresie uda mu się choć zadzwonić.

 

Jeszcze poważniejszym problemem było to, że Anna od lat nie utrzymywała bliskich kontaktów ze swoją siostrą Mariolą. W zasadzie od momentu, gdy zmarł ich tata, a w spadku pozostał rodzinny dom, pojawiły się nieporozumienia i wzajemne pretensje. Co roku, kiedy zbliżał się czas świąt, ogarniała wszystkich pewna melancholia na wspomnienie przeszłości — a teraz, po raz pierwszy, Anna chciała przerwać to błędne koło i wyciągnęła do siostry rękę.

 

 

 

Zwykle Wigilia u Anny odbywała się w miarę kameralnie. Po rozstaniu z mężem nie było tu wielu gości — przychodziła jedynie babcia Zosia i najbliższa kuzynka od strony matki. W tym roku jednak Anna zadzwoniła do Marioli, prosząc, by zrobiła pierwszy krok i pojawiła się na świątecznym obiedzie 25 grudnia. Ku jej zaskoczeniu, siostra zgodziła się.

 

Dlaczego jednak zaskoczenie? Mariola była osobą upartą i bardzo dumną. Od lat powtarzała, że “nie zamierza chodzić po sądach i przepychać się z rodziną o stary dom”. Ale prawda była taka, że obie panie nosiły w sercach ukryty żal za dawne słowa, które padły w czasie rodzinnej kłótni tuż po pogrzebie ojca. Ostatecznie majątek przeszedł w ręce Anny, a Mariola, czując się pominięta, odsunęła się niemal od całej rodziny.

 

Zaproszenie na pierwszy dzień świąt miało być symbolicznym zakończeniem wieloletnich waśni. Anna kupiła białe obrusy, piękne świece i zadbała, by w domu panował wyjątkowy klimat pojednania. Nawet w kuchni gotowały się potrawy z przepisu, który siostry znały jeszcze od babci. Wszystko zdawało się iść w dobrą stronę, lecz na horyzoncie czuć było nerwowe oczekiwanie.

 

25 grudnia rankiem, kiedy Anna zaczęła przygotowywać stół, jej telefon zawibrował. Spojrzała na ekran: brak wiadomości od Krzysztofa. Była już trochę zrezygnowana, obawiając się, że syn może nie dać rady przyjechać, a nawet może zapomnieć zadzwonić w tym świątecznym zamieszaniu.

 

Wtem rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Na progu stał… kurier z paczką. Rozczarowanie na twarzy Anny było wyraźne — spodziewała się zobaczyć ukochanego syna, a tymczasem otrzymała tylko przesyłkę, która pewnie zawierała jakiś świąteczny prezent od znajomych. Z rezygnacją wzięła paczkę, podpisując elektroniczne potwierdzenie.

 

Ledwo zdążyła zamknąć drzwi, usłyszała kolejny dzwonek. “Czego znowu zapomniał?” — przemknęło jej przez myśl. Otworzyła je ponownie i zamarła. Tym razem za progiem stał Krzysztof we własnej osobie, z walizką, odziany w grubą kurtkę i z szerokim, nieśmiałym uśmiechem. — “Mamo, wróciłem. Przecież nie mogłem nie być z Wami w te święta”.

 

Jakby momentalnie cofnął się czas. Anna rzuciła się w ramiona syna, jednocześnie czując gdzieś z tyłu głowy niepokój — przecież Mariola miała zaraz przyjechać, a Krzysztof wcale nie wiedział o zaproszeniu. Rodzeństwo, chociaż to były relacje ciotka–siostrzeniec, także nigdy nie było sobie zbyt bliskie. W końcu Krzysztof doświadczył tej rodzinnej kłótni na własnej skórze i czuł się bardzo dotknięty wzajemnym milczeniem obu sióstr.

 

Minęło południe. Chwilę później w drzwiach stanęła Mariola. Ubrana w elegancką sukienkę, z przyklejonym uśmiechem na twarzy, przywitała się z Anną dość chłodno, jednak podała Krzysztofowi dłoń w serdecznym geście. Widać było, że stara się przełamać wewnętrzny opór, który latami narastał w jej sercu.

 

Usiedli do stołu. Obiad miał rozpocząć nowy rozdział w rodzinnych relacjach, ale już przy zupie zaczęły padać niewygodne tematy. Mariola coś wspomniała o dawnej rodzinnej firmie, wspólnej decyzji rodziców, Annie przypomniały się niedokończone sprawy spadkowe. Jeszcze do niedawna liczyła, że wszystko wyjaśni się polubownie, ale zamiast tego, w powietrzu zawisły ciężkie słowa.

 

Kiedy Krzysztof wyszedł na chwilę do kuchni, między siostrami wybuchła ostra wymiana zdań:
— “Naprawdę sądzisz, że zabrałam Ci ten dom? Był zapisany na mnie tylko dlatego, że tata uznał, że to ja zostałam w rodzinnym mieście i się nim opiekowałam!” — podniosła głos Anna.
— “A może tata myślał, że skoro ja wyjechałam, to przestaję być częścią tej rodziny? Wiesz dobrze, ile poświęciłam, by zacząć studia w innym mieście i zarobić na wspólny biznes, a potem w jednej chwili wszystko przepadło” — odpowiedziała Mariola, patrząc na siostrę z wyrzutem.

 

Słowa uderzały z siłą kul armatnich, a stary żal wypływał na wierzch. Sytuację dodatkowo komplikował fakt, że Krzysztof właśnie wrócił, a tak naprawdę też miał trochę za złe ciotce i matce, że nigdy nie starały się usiąść przy jednym stole i wyjaśnić w spokoju wszystkich nieporozumień. Od lat ukrywał w sobie ból i rozgoryczenie, widząc, jak rodzinne więzy coraz bardziej się rozluźniają.

 

Po kolejnym zgrzycie słownym ze strony Marioli, Krzysztof nie wytrzymał. Uderzył pięścią w stół, aż szklanki zadrżały.
— “Może wystarczy?” — zaczął. — “Nie mamy całego życia, żeby kłócić się o sprawy, które już dawno powinny być wyjaśnione. Ja postanowiłem wrócić na święta, bo liczyłem, że zobaczę wreszcie rodzinę taką, jaką pamiętam z dawnych lat — pełną miłości i ciepła. Chcecie to wszystko zaprzepaścić w jeden obiad?”

 

Zapadła krępująca cisza. Anna spojrzała na Mariolę, Mariola spuściła wzrok, a Krzysztof odetchnął ciężko, starając się uspokoić. Wyczuł w powietrzu, że to jest ta chwila, kiedy jeszcze można wszystko naprawić, ale trzeba wykonać konkretny ruch.

 

— “Przepraszam” — wyszeptała Anna, choć mówiła to do siostry. — “Zawsze bałam się, że jeżeli podejdę do Ciebie z propozycją zgody, to tylko rozgrzebiemy stare sprawy. Ale właśnie przez te lata unikania tematu narosło tyle złości…”

 

Mariola milczała przez długą chwilę. Widać było, że wszystko w niej buzuje, lecz wreszcie podniosła głowę:
— “Ja też przepraszam. Nie miałam do Ciebie siły podejść, bo wydawało mi się, że w Twoich oczach zawsze byłam tą gorszą, co uciekła do innego miasta i zostawiła rodzinne obowiązki na Twojej głowie. Po prostu… czułam się odrzucona.”

 

Wydawałoby się, że w jednej chwili ciężar lat złych emocji zaczął się rozpuszczać. Krzysztof rzucił się, by uściskać obie kobiety, niemal przewracając szklanki i sztućce. Rozległ się nerwowy śmiech, który powoli przechodził w łzy radości.

 

Cała trójka wstała od stołu i przeszła do salonu, gdzie przy migoczących światełkach choinki usiedli blisko siebie. Jakby nigdy nie byli poróżnieni. Mariola opowiedziała o życiu w Warszawie, Anna wspominała ich wspólne dzieciństwo na wsi i wakacje w małym, rodzinnym domku nad jeziorem, a Krzysztof mówił o Irlandii — o tym, że zarobki są dobre, ale tęsknota potrafi odebrać radość nawet z najlepiej płatnej pracy.

 

Rozmowa toczyła się jeszcze długo, a wraz z kolejnymi zdaniami pękały ostatnie lody. Na koniec Mariola zaproponowała, aby wreszcie jasno ustalić warunki dotyczące spadku po rodzicach, ale tym razem z szacunkiem i bez kłótni. Wszystkim ulżyło, gdy zrozumieli, że rodzinne więzi są silniejsze niż jakiekolwiek pieniądze czy nieruchomości.

 

O zmierzchu, gdy w telewizji pojawił się świąteczny koncert kolęd, Anna wyciągnęła podarunek, który kupiła dawno temu z myślą o siostrze — album z rodzinnymi fotografiami. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie taty z wąsem, trzymającego je na kolanach jako małe dziewczynki, ubrane w białe sukieneczki. Mariola ze wzruszeniem przerzucała kolejne strony, a łzy cisnęły się jej do oczu.

 

Krzysztof zaś odnalazł swoją ulubioną fotografię z dzieciństwa — kiedy miał siedem lat i jeździł na sankach po okolicznych pagórkach razem z ciocią Mariolą. Jeszcze wtedy nic nie wskazywało na to, że w dorosłym życiu będą się do siebie odnosić z rezerwą i nieufnością.

 

Ten wieczór przyniósł wszystkim spokój ducha i nadzieję, że kolejne święta będą już tylko przyjemnym spotkaniem, a nie trudną lekcją życia. Choinka mieniła się coraz piękniejszym blaskiem, jakby chciała podkreślić wyjątkowość chwili, gdy w rodzinie następuje upragniona zgoda.

 

WASZA OPINIA JEST WAŻNA
Tak oto zakończyła się historia, której finał przyniósł więcej ciepła i radości, niż ktokolwiek się spodziewał. A co Wy myślicie o takim nieoczekiwanym obrocie wydarzeń i świątecznym pojednaniu? Czy warto w święta robić pierwszy krok i przełamywać mury nieporozumień sprzed lat, ryzykując burzliwą konfrontację? Dajcie znać, jak sami byście postąpili w podobnej sytuacji i koniecznie podzielcie się swoją opinią w komentarzach na Facebooku!

Komentarze

Loading...
error: Content is protected !!